Wyjezdzajac z Varanasi chcielismy jak najszybciej dostac sie do Amritsaru. Stalo sie inaczej, nasz pociag mial 5 h opoznienia z powodu mgly. Chcac nie chcac, musielismy zostac na noc w Delhi. Tym razem nie dalismy sie naciagnac na taxi na Paharganj (dzielnice tanich hoteli), ktory znajduje sie dwa kroki od stacji. Jednak pozniej okazalo sie, ze Delijczycy sa bardzo cwani i naciagneli nas na inna historie - no coz i tak bywa :)
Poszlismy do hotelu, w ktorym 2,5 roku temu malo nie zeszlismy na tamten swiat (zatrucie), niestety pokoje po 6 euro, tyle to my nie placimy. Idziemy dalej, wychodzac z hotelu rzuca sie na nas banda naganiaczy i jeden przez drugiego krzycza, ze swietny pokoj, ze telewizja i wszystkie inne bajery, wiec idziemy te cuda ogladac. Dochodzimy do ciemnej uliczki, hotel jest, kosztuje tyle ile obiecano, lecz zamiast kolorowej telewizji, sa wielkie jak czolgi karaluchy i inne robactwo :)
W koncu udaje sie, instalujemy sie w innym hoteliku i idziemy ogladac stare smieci. Slynnego sklepu "U Miska" juz nie ma (2,5 roku temu jeszcze byl, sklep Hindusa, ktory od dawna handlowal z Polakami). Nie ma tez trujacej tajskiej restauracji, ale nawet gdyby byla, to my tym razem odpuscilismy sobie wizyte w szpitalu.
Udalismy sie na dworzec New Delhi Station, skad jutro mamy jechac do Amritsaru. Zamet panuje tam ogromny. Idziemy w strone kas, nagle dopada nas facet i pyta dokad to my sie wybieramy (raczej nie korzystamy z takiej pomocy, bo zawsze jest to podejrzane). My mowimy, ze do Amritsaru, na co on nam odpowiada, ze dzisiaj to juz biletow nie kupimy, a jezeli chcemy kupic na jutro to musimy jechac niedaleko do biura kolei, ktore jest dla turystow. Na co Grzechu uprzejmie panu dziekuje, odwraca sie i probuje odejsc. Wtedy Hindus do nas z wielkim zalem ipretensja w glosie mowi, ze chce nam pomoc i czemu nie sluchamy? Mowi, ze musimy jechac motoriksza , ze to 10 rupii kosztuje i zebysmy nie dali sie naciagnac na wiecej. Prowadzi nas do "pierwszej lepszej" motorikszy, wiec idziemy - durni turysci :)
W biurze pytamy faceta, po ile bilet, on szuka i mowi, ze tyle i tyle (info o cenach mielismy wczesniej), wiec pytamy, czy mozemy kupic na co on odpowiada: ze mozemy, ale on ma duza prowizje i po co przeplacac, lepiej kupic bezposrednio na dworcu New Delhi Station (CZYLI TAM SKAD PRZYJECHALISMY :) ).
Ale sie dalismy :) Wracamy pieszo na stacje. Grzechu szuka faceta i chce go zabic:) ale faceta z banda rikszarzy juz tam oczywiscie nie ma. Nie bylismy tu upierwszys raz, wiemy jak to dziala, wiedzielismy, ze mozna kupic bilety na miesiac do przodu na stacji, ale ci faceci to mistrzowie, tak potrafia nakrecic, taki potok slow wylatuje z ich ust, ze wylacza sie myslenie i idzie za nimi... :) obiecalismy sobie, ze to ostatni raz (naiwni my).