30.12. skonczyl nam sie urlop na Goa. Przez te 9 dni nie robilismy kompletnie nic. Lezelismy, jedlismy, czasem troche chodzilismy, opalalismy sie I dla odmiany kapalismy sie w cieplutkim morzu Arabskim. Zamienilismy sie w pare emerytow na rencie I bardzo ciezko bylo nam wrocic do normalnosci. Bylo cudnie, do tego stopnia, ze gdy pomyslelismy, ze przed nami 4 miesiace podorzy I tulania sie, to przez chwile zrobilo nam sie zle – ale juz minelo.
Palolem – to wlasnie tu rezydowalismy, to podobno najladniejsza plaza na Goa. Powtarzamy to co mowili inni nam zabraklo czasu I ochoty na odkrywanie innych. Tam bylo wystarczajaco fantastycznie. Normalnie o tej porze roku na Palolem powinien byc dziki tlum ludzi, ale w zwiazku z zamachami w Bombaju ludzi bylo bardzo malo, z czego bardzo sie cieszylismy. Plaze byly puste, nie bylo ryczacej muzyki disco I pijanych wrzeszczacych angoli :)
Spotkalismy rodakow :) Pozdrawiamy Warszawiakow, dziennikarza I polska pare z Irlandii. We wtorek (30.12), odjechalismy public busem do Margao, skad mielismy nocny autobus do Bombaju. A autobus do Margao oczywiscie sie wlokl I zatrzymywal po kazdego, kto machal lapka. W ostatniej chwili zlapalismy autobus do Bombaju, tarasujac mu droge na skrzyzowaniu.
Czternascie godzin jazdy minelo bez wiekszych ekscesow. Rano dotarlismy do finansowej stolicy Indii.
P.S przepraszam za chyba fatalna jakosc zdjec, nie umiem ocenic jak one wygladaja poniewaz monitor swieci na czarno :D e.