Hello
wycieczka koleja transsyberyjska dobiegla konca. Dojechalismy ladem do Chin. Wszystko idzie tak, jak to sobie zaplanowalismy (oby tak dalej).
12.09 wsiedlismy w UB do pociagu jadacego do Pekinu, po 1,5 dnia dojechalismy na miejsce i ... doznalismy szoku!!
Pociag wjezdza do Stolicy ok. godziny, w tym czasie zobaczyc mozna doslownie wszystko. Od bardzo ubogich malenkich domkow poprzez komunistyczne bloki z plyty, po szklane drapacze chmur.
Wysiedlismy z pociagu i... pogoda niby ladna, ale slonca nie widac, wszystko jakies szare, na odlglosc 1 km nie widac juz nic (15 mln Chinczykow funduje sobie kazdego dnia zawiesista chmure smogu). Po chwili stalismy juz na postoju dla taksowek. Nagle z nikad pojawil sie Pan, ktory zupelnie bezinteresownie zapytal sie dokad jedziemy, po czym wykonal 3 telefony i wsadzil nas do taxi. Okazalo sie , ze jest tu pomocniczo-porzadkowym, a my najwidoczniej mielismy nieciekawe miny, wiec nas przyporzadkowal do odpoiedniej taksowki. Po 15 min dotarlismy do naszgo hostelu, tu kolejne mile zaskoczenie. W odroznieniu od UB wszyscy mowia swietnie po angielsku, pokoje sa czyste, z kranow leci goraca woda i sa wieszaczki pod prysznicem. Mielismy okazje przekonac sie, ze to nie jest calkiem naturalna rzecz :)
Po rozlokowaniu sie i szybkim prysznicu poszlismy do pierwszego lepszego sklepu za rogiem i tu kolejny szok: mnostwo produktow o niewiadomym przeznaczeniu. Cos niby cukierek, w folii i plynne, koloru czarnego, ale na obrazku krowa; na dziale z nabialem:
parowka - niby wyglada zwyczajnie, ale patrzymy na obraazek a tam pies :) i nie wiadomo czy parowka z psa czy dla psa.
Na ulicach cale mnostwo kramikow z roznymi, chinskimi badziewiami (takimi kurzo-lapami, ktore sie stawia na meblosciance obok krysztalow) i my juz wiemy po co to sie produkuje i kto to kupuje!! Oczywisci tylko Chinczycy - zadngo typowego turysty z Europy czy USA. Pozlacane chinskie koty i zegarki z pozdrawiajacym wizerunkiem Mao robia furore.
Z drugiej strony kilka stacji metrem od placu Tiananmen znajduje sie centrum biznesowe ze szklanymi drapaczami chmur a miedzy nimi sklepy najslynniejszych projektantow, a w nich kolejki do kas!
Chiny doskonale poradzilyby sobie bez turystow z zagranicy, znakomita wikszosc zwiedzajacych to stale naplywajaca masa Chinczykow. Dumni pozuja bez usmiechu na twarzy, obowiazkowo kazdy czlonek rodziny :)
Piekne zakazane miasto jest wielkim wesolym miasteczkiem, nie da sie tu niczego zobaczyc oprocz tysiecy przewijajacych sie turystow, ktorzy wszystko zaslaniaja.
Pekin robi wraznie... oto nasze wraznia po 2 dniach.
Jutro idziemy ogladac wioske olimpijska :)
ps. monitory nieskalibrowane, nie wiemy jak zdjecia wygladaja naprawde, a w klawiaturze ldwo dziala e i a ... bo wszystko MADE IN CHINA !!! :)
E&G
Dzisiaj od samego rana padalo i grzmialo. Pogoda zrobila sie okropna, bylo mglisto duszno i lepko. Najpierw pojechalismy do ambasady Indii, zeby wyrobic wize. Oczywiscie okazalo sie, ze sie to zalatwia zupelnie gdzie indziej. Gdy dotarlismy na miejsce pan nas poinformowal, ze mamy zle zdjecia :)) bo do Indii trzeba miec zdjecie z niebieskim tlem, a nie jakims bialym :)) Potem okazalo sie, ze w ogole jest to bardzo zawile i narazie musimy poczekac, az bedzie blizej naszego wyjazdu z Chin. Upoceni i zmeczeni zdecydowalismy sie atakowac tereny olimpijskie.
Obszar, ktory zajmuja obiekty olimpijskie jest ogromny, do tego stopnia, ze uruchomiono nowa linie metra, ktora umozliwia przemieszczanie sie tysiacom ludzi.
Przed wejsciem "koniki" sprzedaja wejsciowki na jutrzejsze (17.09) zakonczenie paraolimpiady, kuszace ceny, ale troche to wszystko podejrzane. Nie dalismy sie namowic :)
Glowne obiekty sportowe, czyli stadion narodowy i narodowe centrum sportow wodnych robia niesamowite wrazenie. Wykonanie naprawde na swiatowym poziomie, jak to ocenil Grzegorz swoim okiem budowlanca amatora. Do tego dochodzi nieprawdopodobna organizacja. Wszedzie czaja sie i poluja na ciebie stada nadgorliwych wolontariuszy, gotowych udzielic pomocy w najdrobniejszej sprawie. Ogolnie w calym miescie poziom informacji jest godny podziwu i zasluguje na pochwale. Wszystko jest drobiazgowo opisane, z kazdej strony drogowskazy informujace gdzie jestes, dokad mozesz isc i skad przyszedles :)
ps. dokonalismy odkrycia. Zobaczcie na zdjeciach. Kupilismy danie w kartoniku. Otwieramy i z torebki na ryz wylewamy sos z kawalkami kurczaka. Nastepnie ciagniemy za dwa sznurki po bokach i szybko przykrywany kartonikiem. Z paczki zaczyna buchac para i po ok 5 minutach mamy gotowe gorace danie :) Sa jeszcze inne smaki, jest tez makaron. Polega to na jakiejs blizej nam nie znanej reakcji chemicznej, do ktorej dochodzi po pociagnieciu za sznurki. No po prostu MADE IN CHINA :)