W sobote wieczorem pozegnalismy nasz hostel i wyruszylismy w kierunku dworca. Gdy pare dni wczesniej bylismy na nim po bilety wygladal calkiem niepozornie :).
Weszlismy do srodka i oczy malo nam nie wyskoczyly ze zdziwienia. Dworzec Zachodni w Pekinie (to nie jest dworzec gowny) jest tak wielki, ze nie sposob ogarnac go wzrokiem, wyglada jak cztery warszawskie okecia. Zanim wejdzie sie na dworzec, wszystkie bagaze zostaja przeswietlone. Ta procedura powoduje,ze przed wejsciem tworzy sie ogromna kolejka, ale niestety nie ma innego sposobu na dostanie sie do srodka i swoje trzeba odstac. Dworzec wyglada jak male miasteczko. I mimo tak kolosalnych rozmiarow, wszystko mozna latwo znalezc i na kazdym rogu znajduje sie informacja (jak w calym Pekinie).
Po 12h dojechalismy do Xi'an - 5 milionowego "miasteczka", ktore podobno jest jednym z przyjemniejszych w Chinach (tak podaje przewodnik). Z pociagu odebrala nas gratisowo hostelowa taxi :) W broszurze hostelu oferowali, ze jesli sie zarezerwuje wczesniej pokoj to taxi jest za free, my oczywiscie ze wszystkich takich uprzejmosci ze strony Chinczykow korzystamy. A co? :)
Hostel jest bardzo przyjemny i stosunkowo niedrogi (udalo nam sie wyrobic karte znizkowa - hosteling international). Pierwszego dnia po przyjezdzie troche sie lenilismy, ale z Grzechem lenienie nigdy nie trwa dlugo [ :( ] i juz nastepnego dnia przemaszerowalismy cale Xi'an wszerz i wzdluz.
Odkrywalismy nowe "cudaczne" smaki chinskich potraw; znalezlismy dobre okreslenie na to, wiekszosc rzeczy jest tu osobliwa :) w zasadzie nic nie jest zle, ale tak inne od naszych potraw, ze trudno to okreslic.
Oczywiscie nasze polskie wyobrazenie o kuchni chinskiej jest mierne. W Polsce restauracje chinskie serwuja raczej mieszanke smakow azjatyckich. W lepszych chinskich knajpach, gdzie jedzenie kosztuje wiecej niz 20Y (ok 3$), nie podaje sie ryzu ani makaronu do dania glownego, ryz jest zapychaczem i jesli faktycznie chcemy dobrze zjesc to ryzu nie dostaniemy. Wiekszosc potraw jest albo bardzo ostra albo bardzo slodka (nawet parowki sa slodkie). Zupy je sie paleczkami a wode, ktora jest najlepsza, zostawia sie i wylewa.
W sklepach nie ma prawie w ogole produktow sniadaniowych, a o normalnym chlebie nalezy zapomniec (dzis bylismy w naprawde wielkim supermarkecie, w poszukiwaniu musli - cala wyprawa nadaremno). Natomiast mozna tam znalezc wielkie akwaria z roznego rodzaju rybami i owocami morza, wystarczy wskazac palcem a pani wylawia plaszczke, malze czy inne dziwolagi. Kraby sa zwiazane plastikowa tasma z kodem kreskowym, tak zeby nie zwialy i nie szwedaly sie po calym sklepie :) (oczywiscie sa zywe).
Rozne cudaczne owoce jak - smoczy owoc czy owoc chlebowca leza przy wejsciu rzucone jak u nas ziemniaki czy cebula (kosztuja grosze). Obok produktow spozywczych, znajduje sie cala masa podrobek. Poszukiwanie ich stalo sie naszym tutejszym hobby:)). Znalezlismy juz podrobe sklepu H&M, w chinskiej wersji wystepuje jako W&H, w TV reklamuja telefony marki KONKA, zamiast NOKIA (oczywiscie wszystkie te nazwy napisane sa taka sama czcionka jak oryginal). Mozna kupic sobie bizuterie SVAROW zamiast SWAROVSKI. Panowie popijaja tu zamiast Jacka Danielsa - Jieke Bojue, dziewczyny chodza w jeansach Jee zamiast Lee. Jednoglosnie stwierdzamy, ze musi tu byc jakas luka prawna dotyczaca ochrony marki.
W Xi'an nasze wyjscie na obiad staly sie prawdziwa rozrywka, gdyz tu w odroznieniu od Pekinu, w jadlodalniach nie ma kart ze zdjeciami dan i nic nie jest napisane po angielsku. Nam nic nie mowia ich "robaczki" i wybieramy albo na czuja albo zagladajac innym do talerza i pokazujac palcem.
W Xi'anie dowiedzielismy sie ze w Chinach trzeba uwazac jesli chce sie pokazac na palcach ilosc sztuk. Jesli pokazemy "nasze trzy" Chinczyk odczyta to jako 8 :) Narazie opanowalismy jak sie pokazuje 2 (palec wskazujacy i srodkowy w gore). Wszystkie liczby do 10 pokazuje sie na palcach jednej dloni, a 10 to zacisnieta piesc lub skrzyzowane palce wskazujace.
W zwiazku z pojawiajacymi sie glosami, ze jezdzimy tylko po wielkich miastach, uspokajamy: tak mamy wszystko zaplanowane, ze w bardziej "dzikich" prowincjach tez bedziemy, ale pozniej.
Dzisiaj bylismy ogladac terakotowa armie. Robi wrazenie :)
28 km od Xi'anu znajduje sie grobowiec cesarza Qin Shi Huanga, ktory za zycia kazal sobie zbudowac ponad 8 tysieczna armie terakotowych zolnierzy. Mieli oni chronic go po smierci, kazdy z zolnierzy jest wzrostu doroslego mezczyzny i kazdy wyglada inaczej. Wszystkie postacie byly w pelni uzbrojone ( mialy luki ,strzaly, miecze i wlocznie).
O wyrzezbionych w podziemnych komorach zolnierzach nie ma zadnych zapiskow, "wspanialy" cesarz zamordowal wszystkich ludzi, ktorzy pracowali przy budowie armii. Robi to niesamowite wrazenie!!! :)
Miejsce to zostalo odkryte przypadkiem w 1974r. przez chlopa, ktory kopal studnie :). Dzis owy chlop ma juz 80 lat i jest super slawa w Chinach (a my go widzielismy :PPP)
KONIEC (uffff)