Z Guilin do Kunmingu (prowincja Yunnan) dojechalismy pociagiem w 18h. Poszlo milo I przyjemnie, jak zawsze w Chinskich kolejach. Potem autobus do Dali. Jechal 5h, w tym czasie obejrzelismy dwa filmy Kung-Fu (klasy C, a moze D), przy ktorych “Wejscie Smoka” z Bruce’m Lee to bajeczka dla grzecznych dziewczynek. 5 godzin sluchania “adzia”, “htrzzz”, "pszz”….
Dali, a wlasciwie Old Dali jest malym miasteczkiem z klimatem. Teraz jest tu koniec sezonu. W naszym hostelu jestesmy chyba jedynymi goscmi. Polenilismy sie tu troche. Pojezdzilismy rowerami. A dzisiaj trafilismy na dwa targi, na ktorych bylo bardzo swojsko.
P.S. Zaobserwowalismy dosc swobodne podejscie do ubioru ludnosci zamieszkujacej prowincje Chin. Ktos kto nie przywiazuje uwagi do mody, walorow estetycznych wlasnego wygladu, czulby sie tu znakomicie. Panowie czesto nosza marynarki. Wygladaja jakby byly jeszcze z pierwszej komunii (troche ciasno w ramionach) lub po starszym bracie (troche za duzo w ramionach i rekawach). Jezeli chodzi o buty to prawie kazdy nosi skajopodobne, blyszczace lakierki. W pociagu zszokowal nas pan w takich lakierkach + czarna naciagnieta skarpeta i… do tego krotkie spodenki z materialu, ktory wygladal jak cos w rodzaju atlasu.
Juz nie zwracamy uwagi na noszone zarowno przez panie, jak I panow plastikowe rajstopopodobne, za ciasne skarpetki. Najwiekszym ekscentrykiem nadal pozostaje pan w lakierkach i spodniach na kant, z dostojnie naciagnieta, biala, frotowa skarpeta ze znakiem “Nike”.