Koniec pazdziernika, poznym wieczorem czasu nepalskiego, dolecielismy do Kathmandu. Od dawna z niecierpliwoscia czekalismy na ten dzien. Opuscilismy Chiny I czulismy sie jakbysmy jechali w nowa podroz. Wprawdzie w Chinach bylo juz dosc wygodnie; wiedzielismy po ile pierozki, jak powiedziec dzien dobry I czego sie spodziewac w srodkach transportu. Ale teraz czeka nas nowa przygoda. Dotarlismy do kraju najwyzszych gor swiata (z 14 najwyzszych szczytow swiata 10 jest w Nepalu).
Wysiadamy z samolotu I udajemy sie do barako –budynku, aby odebrac nasze tobolki I wyrobic wizy. Pani nie ma komputera a na biurku walaja sie pieniadze. Po chwili nie wie kto zaplacil, a kto nie: “to twoje 50$?”, pada pytanie do Mili :)
Wkraczamy do Kathmandu! Juz sama nazwa tego miasta jest dla nas jakas taka magiczna. Jest juz pozno wiec decydujemy sie zostac na noc w Guest Housie, chociaz mamy zaproszenie od naszego nepalskiego couchsurfera – Arjuna.
Wraz z Roberto (jest z Chile, poznalismy sie na lotnisku) wsiadamy do taxi I musimy zaufac taksowkarzowi, ktory za nas wybiera hostel, bo zadne z nas nie ma jeszcze przewodnika.
Z przylepionymi nosami do szyby ogladamy miasto I sa!!! Smieci na ulicach I brudno jest!
Dojezdzamy do GH. Pokoj – skromny, mimo zmeczenia nie mozemy zasnac – chcielibysmy zeby juz bylo rano.
O 7 jestesmy na nogach. Otwieramy okno w naszym pokoju, bo lekko zapodaje naftalina. A za oknem : dzieci biegna do szkoly, powoli otwieraja sie male sklepiki, ich wlasciciele zapalaja kadzidla. Czujemy, ze jestesmy jedna noga w Indiach … :)
Po jednej nocy przeprowadzamy sie do Arjuna, najbardziej popularnego CS w Kathmandu. Dostajemy pokoj z lazienka. Niestety wody brak, ale lazienka jest. I znowy mieszkamy za jeden usmiech.
Ludzie sa tu zupelnie inni niz w Chinach, poczawszy od wygladu (wiadoma sprawa), konczywszy na znajomosci angielskiego. Ze wszystkimi mozna sie dogadac, nic nie stanowi problemu. Kazdy wszedzie moze ci wszystko wytlumaczyc I we wszystkim pomoc. W koncu turysci to dla wielu jedyne zrodlo utrzymania. Jak to powiedzial taksowkarz: dla Nepalu turysci sa jak ogromna fabryka pieniedzy. Ale Nepal nie pozostaje dluzny, oferuje niezliczona ilosc atrakcji: trekingow, raftingow, safari, lacznie z lotem malym turystycznym samolotem nad Himalajami (jedyne 170$ za godzine lotu, moze innym razem :) ).
Zeby nie bylo zbyt pieknie, musimy dodac, ze Kathmandu jest okrutnie zakurzone – momentami ciezko sie oddycha – wielu miejscowych chodzi w maskach, Milaron tez.
W stolicy jestesmy juz prawie tydzien. Dzis udalo nam sie odebrac wizy z ambasady Indii, na ktore czekalismy 3 dni. Wyrobilismy I zaplacilismy za wszystkie dokumenty potrzebne do trekingu – okolo 10.11 idziemy na Annapurna Base Camp.
Oprocz tego reszte dni spedzilismy wloczac sie po miescie I wpadajac czesto na Roberto, ktory tak nam naopowiadal o Ameryce Poludniowej, ze podjelismy decyzje: chocby nie wiem co: JEDZIEMY !!!