Z Jogji pojechalismy do Malang zobaczyc czynny wulkan Gunung Bromo. Podejscia byly dwa.
Pierwsze podejscie:
Kupilismy bilet na pociag. Pociag odjezdzal z Jakarty o 17, o 01:32 byl w Jogji, a po 8 rano w Malang. Chcielismy jechac w nocy z 27 na 28 stycznia. Kupilismy wiec bilet na 28.01 na 01:32. Przed pierwsza poszlismy na dworzec. Pociag spoznil sie godzine. Wchodzimy do wagonu i… ktos siedzi na naszych miejscach. Pierwsza reakcja: panstwu juz podziekujemy i oddajcie nasze siedzonka :) Na to pani pokazuje bilet: Jakarta – Malang. Wszystko sie zgadza. Ok. Bardzo przepraszamy.
Znalezlismy konduktora, ktory powiedzial, ze mamy bilet na jutro i ze mozemy o tym pogadac w biurze z kierownikiem. Na to Mila chwycila za bilet i wojennym krokiem podazyla do gabinetu szefa. Ja skromnie pilnowalem bagazu i obserwowalem przerazone miny ludzi z wagonu. Polowa pasazerow wstala, ich wzrok spoczywal na wojowniczym Milaronie :)
Dziac sie musialo tam ostro, bo gdy wrocila, wszyscy nas przepraszali, proponowali zwrot pieniedzy za bilet. Powiedzielismy, ze maja nam jeszcze dac kase na hotel, bo tak sie robi na calym swiecie. I co? I nam dali :) Wrocilismy o trzeciej rano do hotelu, ktory i tak mielismy oplacony do poludnia nastepnego dnia.
O co w ogole chodzilo? W Indonezji jezeli pociag wyruszyl poprzedniego dnia, to po polnocy data sie nie zmienia. Powinnismy wiec kupic bilet na 01:32, 27 stycznia (chociaz odjezdzalismy 28.01 o 01:32). Powiedzielismy im, ze to nielogiczne, wprowadzanie klienta w blad itd. Oni sie zgodzili i dodali: Ale tutaj tak jest.
Drugie podejscie:
Mini busik, wieczorem 28.01. Rano bylismy w Malang. Miasteczko bardzo ladnie opisane w przewodniku, ale my jakos sie nie doszukalismy tych walorow. Moze to dlatego, ze caly czas padalo :)
Glownym celem byl czynny wulkan Bromo. Wyruszylismy o 1.30 aby moc zobaczyc wulkan o wschodzie slonca. Dojazd zajmuje 2,5h. Pijemy poranna kawe i idziemy na punkt widokowy, a tam mgla. Mleczna sciana, widocznosc na 5 metrow. Zebrala sie spora grupa ludzi, po piatej zaczelo sie przejasniac. Nie tak to mialo wygladac. Momentami wulkan sie pojawial, po czym znow chowal sie we mgle. Tak to jest jak sie jedzie do Indonezji w porze deszczowej :)
Nastepny etap wycieczki, to przyjrzenie sie Bromo z bliska. Zjechanie z punktu widokowego pod wulkan zajelo nam 15 minut. W tym czasie mgla przeszla i mielismy czyste niebo. Wystarczylo jeszcze troche poczekac.
Z parkingu jeszcze jakies 500m, pozniej 190 schodkow i jestesmy na szczycie wulkanu, skad widac caly krater i buchajacy z niego dym. Czuc zapach siarki. Wszyscy stoja z otwartymi buzkami – robi wrazenie :) Jak sie nadstawi ucha, to slychac grozne syczenie. To Bromo mruczy. Jego wysokość to 2329 m n.p.m., a średnica krateru ok. 700 m. Ostatnia silna erupcja miala miejsce 8 czerwca 2004.