Przewodnik okresla Ubud jako kulturalna stolice Bali. Na pewno wieksza tu kultura niz w Kucie. Malarstwo przeplata sie z rzezba. Codziennie do obejrzenia sa ludowe tance. Na kazdym kroku swiatynie. Bali, w odroznieniu od reszty Indonezji, jest zamieszkane w wiekszosci przez wyznawcow hinduizmu. Z Indiami ma to malo wspolnego. Bogowie sa ci sami, ale praktyki zupelnie inne.
Generalnie cale Bali wyglada tak jak w katalogach biur podrozy. Wszystkie domy, hotele, restauracje zbudowane sa w “bali” stylu. Bardzo nam sie tu podoba, tylko ten deszcz. Pada rano, wieczorem, w nocy. Przez chwile slonce i juz sie zaczyna. Nic tutaj nie schnie. Sprzedawcy suszarek do prania i plaszczy przeciwdeszczowych na pewno maja niezly biznes. W koncu jest pora deszczowa, wiemy.
Ubud to male miasteczko, szybko je zwiedzilismy. Bylismy w malpim lesie. Jest to lasek w ktorym zyje okolo 600 malp. Jedna bardzo polubila Mile, skaczac jej nagle na plecy, wywolujac prawie atak serca. A mowilem: ZA BLISKO !
Wypozyczylismy skuter, zeby zobaczyc okolice. Najpierw pojechalismy do Mas, miejsca gdzie robi sie meble i rzezbi w drewnie. Naprawde sa w tym dobrzy. Najchetniej zapakowalibysmy polowe rzeczy na statek i wyposazenie do domu gotowe. I te ceny, ktore wzrastaja kilkakrotnie, gdy meble znajda sie w polskim sklepie.
W dalszej kolejnosci zobaczylismy swiatynie (dosyc juz swiatyn!) i indonezyjskie tarasy ryzowe (jestesmy juz ekspertami od tarasow ryzowych- dosyc tarasow!). Na Bali swiatynia jest w kazdym domu lub w poblizu. Bylismy swiadkami modlenia sie w intencji samochodu (podobno byl nowy, wiec chyba prosili, zeby sie nie psul i malo palil).
Drugiego dnia wyprawa skuterem byla bardziej na powaznie. Pojechalismy nad jezioro z wulkanem. Jest tam na koncu drogi taka wioseczka, gdzie maja swoj stary, naszym zdaniem barbarzynski sposob chowania zwlok. W miejscu, do ktorego mozna sie dostac tylko lodka, rosnie bardzo stare (1100 lat) ogromne drzewo. Pod nim klada zwloki, lekko czyms przykrywaja i gotowe.
Milaron, po dwoch wizytach w Varanasi, ma dziwna sklonnosc do ceremoni pogrzebowych i cmentarzy, wiec namowila mnie zebysmy tam poplyneli. Nie bylo to moim marzeniem, ale sie dalem przekonac. Cmentarz ma wielkosc trzy na piec metrow i gdy brakuje miejsca, stare zwloki zgarnia sie na kupe. Wiec lezy sobie czaszka, reka, nogi i inne czesci ciala, a raczej szczatki. Mielismy mocno mieszane uczucia.
W drodze powrotnej oczywiscie zaczelo lac i dojechalismy cali przemoczeni. Tak, nie jezdzi sie w porze deszczowej (Kasia D. cos o tym wie).
*************************************************
Jury konkursu "Blog Roku 2008" wytypowalo nasz blog jako kandydata do nagrody glownej.
Dziekujemy za wszystkie oddane na nas glosy.
Jezeli wygramy kazdy bedzie mogl sie przejechac skuterem :) (pod warunkiem, ze pokaze smsa zwrotnego od organizatorow :) )