Zobaczylismy na Bali wszystko, co chcielismy i poplynelismy na Lombok. To nastepna wyspa w kierunku wschodnim. Przeprawilismy sie promem, ktory wygladal jakby mial zaraz zatonac. Wszystko zardzewiale, kolysalo jakby byl sztorm, a nie bylo.
Lombok jak Lombok, ale miasteczko Senggigi, do ktorego trafilismy bylo straszne. To jest turystyczna umieralnia, w ktorej pograzylismy sie w marazmie, razem z mieszkancami. Ceny jak z kosmosu. Wszystko dwa razy drozej, niz w Jakarcie. Przewodnik podaje, ze na poczatku lat dziewiecdziesiatych nastapil tutaj gwaltowny rozwoj. Od tamtej pory to juz chyba tylko gwaltowny upadek. Jest tylko garstka odwiedzajacych, ale nikt nie raczy sie targowac. Wola nic nie zarobic.
Czym predzej poplynelismy na wysepke Gili, podobno rajska. :)
Zdjec nie ma, bo zadne nie zostalo zrobione :/