Uciekajac z wybrzeza przed chmara komarow i much pojechalismy do popularnego celu wszystkich autokarow wycieczkowych – Wanaki. Miasteczko polozone jest w pieknej scenerii – Mt. Aspiring National Park. Juz stad mozna odbyc loty helikopterami na stoki narciarskie lub ponad wzgorzami. Chociaz stolica tego typu atrakcji jest pobliskie Queenstown.
Pierwszy raz od przyjazdu zostalismy przegonieni z parking, na ktorym spalismy. Jakis facet o 4 rano zaczal swiecic latarka po oczach, walic w szybe, krzyczec i bezczelnie nas budzic :)). Po uslyszeniu, ze nielegalnie spimy na miejskim parkingu i ze zaraz po policje zadzwoni, przestawilismy samochod na inny parking i dospalismy do rana.
Z Wanaki pojechalismy do Queenstown, miasta w ktorym mozna robic wszystko: skiing, bunji jumping, biking, hunting, fishing, jet boating, caving, rafting, sledging, skydiving, hang-gliding, itd... Mozna pod warunkiem, ze ma sie walizke pieniedzy (lub raczej wagon).
Wszystko tutaj jest remarkable (nadzwyczajne), breathtaking (zapierajace dech w piersiach), brilliant (cudowne, wspaniale ?), outstanding (wybitne), extraordinary (nadzwyczajne). Przynajmniej tak wolaja z billboardow i reklam. A na pierwszy rzut oka to takie nasze Zakopane, tylko troche bardziej ‘na wypasie’ :)
Widoki naprawde zapieraja, szczegolnie jak sie pojedzie w strone Glenorchy, skad rozpoczyna sie jeden z najpopularniejszych (nieraz okreslany jako dramatic (?!) ) szlak trekingowy – Routeburn Track. Treking niestety nie jest dla tych, ktorzy podrozuja autem. Prowadzi w jedna strone, w druga trzeba wracac autobusem ok. 300km.
Pokrecilismy sie po tej przecudnej okolicy i jak tak chodzilismy po tych pieknych kladkach w dzikim lesie, natknelismy sie na domek. Domek w srodku lasu. Wchodzimy po 'remarkable' podescie, a tam czysta jak lza toaleta z zapasem papieru toaletowego na trzy miesiace. I tu juz kazde z nas peklo – przesadzili, wszedzie przesadzaja.
Taka budka w srodku lasu, w niedostepnym terenie – nieprawdopodobne, zastanawiamy sie czy do konca normalne – chyba nie.
O N.Z. slyszelismy rozne historie. Najczesciej dzikie zachwyty. Tylko jeden raz padlo zdanie: Nie, nie podoba mi sie.
Wszystko tu jest piekne; gory, krajobrazy sa niesamowite, ale wszystko jest tak slodkie, az nierealne. Kiedy tak szlismy dalej, minela nas usmiechnieta pani w nienagannym stroju straznika lesnego, w czystych butach, z lopata na plecach, ktora przekopywala z usmiechem na twarzy rowek wzdluz trasy. Nawet rowki musza byc takie zaplanowane, ani za duze, ani za male :)
Smiejemy sie, ze gdzies tam na gorze siedzi usmiechniety pan Nowozelandczyk i codziennie wrzuca pare kropli turkusowej farby do rzeki, pozniej przestawia paprotki, sadzi nowe, sprzata toalety w srodku lasu i pilnuje, zeby wszystko bylo perfekcyjnie, nienagannie – jak nalezy.
Kiedy wracalismy do miasteczka zabralismy ze soba dwie autostopowiczki zakochane w N.Z. Byly bardzo zdziwione, ze nie podzielamy ich zachwytu, ze tylko nam sie podoba. Jedna z nich byla z Izraela i powiedziala, ze dla niej N.Z. Jest oaza spokoju, ze zawsze potrzebowala wlasnie takiego kraju, a to czy ci sie podoba N.Z., czy nie zalezy w duzej mierze od tego, skad przyjezdzasz.
My po pieciu miesiacach w Azji wciaz nie mozemy sie przyzwyczaic...
Nowa Zelandia bedzie wymarzonym krajem dla wszystkich kochajacych latwe, przyjemne wakacje przez duze W. Dla fanow landszfftow, sielskich i anielskich, jest ich tu od groma. Oczywiscie planujac te niczym niezmacone, spokojne urlopy nie mozna zapomniec o zabraniu tego wagonu pieniedzy :)))).
Jak dla nas w Nowej Zelandii brakuje - jak to mawia moja mama - tego pazura ; tego czegos...
P.S Do smiechu doprowadza nas backpaking w wydaniu New Zealand :)). Bez przerwy mijamy piekne, ogromne campery z blekitnymi napisami BACKPACKER, jestesmy pewni, ze jest tam sandart conajmniej 3 gwiazdkowego hotelu :)). Natomiast hostele oferuja pokoje dla beckpackerow za jedyne 20 - 25NZ$ (ok 40 - 50 zl ) od osoby w pokoju wieloosobowym.