Powoli kierujemy sie juz w strone Chile :)), za pare dni bedziemy odkrywac nowe lady, strasznie jestem tym PODEKSCYTOWANA!! :)). Czytamy, planujemy, troche panikujemy :)) (e.) i zmierzamy w strone Christchurch, skad mamy lot do Auckland, a pozniej do SANTIAGO DE CHILE :D Powoli zegnamy wyspe i jej przeszczesliwych mieszkancow. :))
Z Milford Sound pogoda wykurzyla nas bardzo szybko, wyruszylismy do krainy czekolady - Dunedin, poszukujac po drodze zoltookich pingwinow, fok, lwow morskich i innych stworow wodnych :).
Zapach czekolady czuc juz na ulicy :).Kupuja, jedza; duzi, mali, chudzi, grubi, starzy i mlodzi. Kazdy jest tam 5 letnim dzieciakiem i jestem pewna, ze wszyscy, tak jak ja wierza, ze tam tych kalorii nie ma, ze tam mozna sie opychac. Tak wiec usmiech nie schodzil mi z twarzy, na sniadanie nie jadlam nic, czekajac na wielka czekoladowa uczte :). Na tour trzeba bylo troche poczekac, a przy kasie znajduje sie sklepik ze wszystkimi czekoladowymi wyrobami. Dostalam od mojego opiekuna garsc zlotych monet i obzeralam sie. :))). Mialam plan najesc sie tej czekolady za wszystkie czasy, na caly rok z zapasem. Najadlam sie i owszem ale nie przestalam jej uwielbiac i niestety nie obrzydzilam jej sobie. Nadal jestem uzalezniona :(
Kulminacyjna czescia wycieczki byl czekoladospad (wodospad czekolady :)).
G: powiem tylko tyle rozmarzone oczka Emilki – bezcenne :)
Dunedin to najwieksze miasto rejonu Otago. A w zatoce Otago to dopiero sa widoki (wszedzie te widoki :) ). Oprocz tym cudownych landszaftow odnalezlismy foki, lwa morskiego, i pingwiny.
Lew morski i jego dwie panienki zabawiali sie na plazy, przy drodze, jakies 10-15m od osiedla domkow. Ogromny samiec adorowal dwie spore samiczki :). Z calego przedstawienia zrozumielismy, ze chcial sie umowic z ta po prawej, a ta z lewej byla zazdrosna i caly czas probowala go ugryzc, gdy tylko zblizal sie do jej kolezanki.
Pojechalismy dalej do osrodka badawczego, gdzie mozna zobaczyc albartosy krolewskie, ale ceny za wysokie, wiec podziwialismy ptaki tylko w locie. Obok jest miejsce gdzie przyplywaja pingwiny, ale akurat byly na obiedzie.
Kolejna miejscowosc Moeraki, a w niej kulki. Chodzi o skaly w ksztalcie kul, idealnie okragle, wyszlifowane przez wode i piasek.
Wszchodnie wybrzeze Nowej Zelandii oblewa poludniowy Pacyfik. Widoki dzikich plaz sa obledne, ocean jest potezny, starszny i huczy. Pogoda zmienia sie z sekundy na sekunde, blekite niebo w jednej chwili przeradza sie w jedna wielka czarna, zawiesista chmure, zrywa sie okrutny wiatr i nie wiadomo gdzie uciekac. Na ocean moglabym patrzec godzinami…
Nastepnego dnia kolejne podejscie do pingwinow i w koncu sie udaje. W drodze do Christchurch jest miejscowosc Oamaru-pingwinowe miasto, nawet pingwin-burgera mozna zjesc :) Pingwiny niebieskie tez byly na objedzie i podobno wracaly wieczorem, wiec znowu nam sie nie udalo. Na szczescie sytuacje uratowaly pingwiny zoltookie, sasiedzi tych niebieskich. Wystarczylo piec minut jazdy samochodem i dobre oko. Siedzialy w krzakach, ciezko je zauwazyc. Podeszlismy bardzo blisko i… zostalismy brutalnie zignorowani. Zupelnie sie nas nie baly.