Dojechalismy do Copacabany. Nie, nie plazy w Rio :) Do malego miasteczka polozonego pomiedzy dwoma wzgorzami na poludniowym brzegu Jeziora Titicaca. Copacabana słynie z pielgrzymek do niewielkiej drewnianej figury Matki Boskiej, opiekunki Jeziora. Posazek na czas mszy ustawiany jest przodem do wiernych, w pozostałym czasie zwraca sie go w kierunku jeziora, tak aby Matka Boska miała baczenie na wszystko co się na jeziorze dzieje .
Titicaca - jezioro gigant!!! Jeziorowy potwor, jest najwyżej polozonym jeziorem zeglowne zarazem najwiekszym jeziorem wysokogorskim na Ziemi.
Gdzies tam po drugie stronie jest juz Peru, do ktorego mielismy sie udac po 2 dniach.
Ale z dwoch dni zrobilo sie piec, poniewaz wspaniala ¨ wielka ksiega¨ Lonely Planet, napisala ze w wielki piatek jest w miescie FIESTA. Mila znana wielbicielka wszelakich festiwalo – festynow wymyslila: zostanmy, proszzzzee!!! NO TO ZOSTALISMY.
Po pierwsze w piatek lalo obrzydliwie. Po drugie Milaron lezala chora w lozku. Po trzecie cudny festiwal okazal sie odpusto – festynem, na ktory zjechala zgraja sprzedawcow ¨ rzeczy nikomu nie potrzebnych¨ oraz jeszcze wieksza chmara, pozeraczy chrupek i innych smieci. Zadnych tancow i do zdjec pozujacych przebierancow, tez nie bylo.
Ale za to udalismy sie na Isla del Sol – Wyspe Slonca. Mielismy piekna pogode, walesajac sie podziwialismy miejsce narodzin pierwszego Inka, chlonelismy nieziemskie widoki i lapalismy piekna opalenizna typu ¨rak¨.
W zamian za pare dni lenistwa dostalismy gratis katary i nie do konca odpoczelismy.
Zegnalismy sie z Boliwia, kupowalismy rozne pierdoly i objadalismy sie slynnym slodkim popcornem wielkosci ziemniaka :)
Na boliwijskie pozegnanie zalaczam maly PREZENT ZAJACZKOWY: link z absolutnym hitem, ktory slychac w kazdym zakamarku Boliwii – nawet na pampie :) . Jestem absolutnie zakochana w nim :)
Panie i Panowie o to wielki meksykanski gffiazdor muzy country!!!! Vicente Fernandez!!!
http://www.youtube.com/watch?v=I8FXFAYXLwA
POLECAM!!!!