Dotarlismy do Cusco, stolicy Inkow. Dla wielu najladniejsze miaste w Peru, dla nas Arequipa stoi wyzej. Oczywiscie, jak chyba w kazdym miescie w tym kraju, jest glowny plac Plaza de Armas. Wokol niego cátedra, koscioly, kawiarenki i mnostwo sklepow z pamiatkami. Zdecydowanie jest to jedno z miejsc najbardziej obleganych przez turystow, no ale przeciez wlasnie stad kazdy, bez wyjatky wybiera sie zobaczyc Machu Picchu, flagowy okret turystyki peruwianskiej (jak dla nas okret jak najbardziej piracki, ale o tym w nastepnym wpisie).
W niedziele pojechalismy na bardzo popularny targ w pobliskiej miejscowosci Pisac. Na targ zjezdzaja sie tubylcy z calej okolicy. Jedni chca cos kupic, inni przywoza na sprzedaz warzywa, owoce i inne ciekawe rzeczy. Znalezlismy tam wiele ciekawych postaci, ale nie tylko indianki.
Z racji tego, ze targ stal sie niemala atrakcja turystyczna, okolo 10 (po sniadanku i zrobieniu sie na bostwo) zjezdzaja tutaj autokarami masy turystow. Przechadzaja sie wsrod stoisk, a my sie zastanawiamy, skad oni sie urwali. Panowie w snieznobialych koszulach, jakby ze spotkania biznesowego na Manhattanie wlasnie wyszli, panie w pelnych makijazach, wystrojone jakby na sylwestra. Widzielismy tez mlodych, wyzelowany chlopakow, w rozowych koszulkach, ktorzy chyba pomylili samolot i zamiast na Ibizie, wyladowali w Peru. Wszyscy kupuja ogromne ilosci pamiatek, po koszmarnych cenach. Z tego powodu z nami nikt sie nie chcial targowac.
W nastepnym wpisie napiszemy o Machu Picchu i o tym, ze caly swiat moze sie uczyc od Peruwianczykow. Oni sa zdecydowanymi ekspertami w rabowaniu turystow, co innego, ze wiekszosc daje sie rabowac z usmiechem na ustach :)