Byc w Peru i nie widziec Machu Picchu (M.P.), to jakby popelnic wielkie faux pas :) Masa ludzi obowiazkowo ciagnie do Cusco, skad mozna dotrzec do ukrytego miasta Inkow. Wiedza o tym doskonale Peruwianczycy, a ze gringos maja duzo dolares i euros, to mozna ich troche ograbic. M.P. to w tej chwili kura znoszaca zlote jajka… jaja…, a moze juz cale sztaby. Mamy taka cicha teorie spiskowa, ze to zemsta za te kilkaset lat konkwisty. Ale my z Polski, nie z Hiszpanii :)
Oplata wejsciowa do ruin wynosi 124 sole (studenci 62 – Milaron naklamala i tez dostala :) ), czyli jakies 40$. Atrakcja jest nie byle jaka, wiec z checia zaplacimy. Ale… do M.P. nie mozna dojechac ot tak. Sa rozne opcje:
1. Dla najbardziej leniwych, jak i nadzianych. Pociag Cusco-Aguas Calientes (A.C.) – okolo 90$ obie strony + A.C. – M.P. busik 7$ w jedna strone (za przejechanie kilku kilometrow, za tyle pieniedzy pokonywalismy dystans okolo 200km) . Czyli najprostszym sposobem wydamy na cala impreze 150$/os.
Malo kto korzysta z opcji pierwszej. Wiekszosc wybiera nr 2.
2. Turysci z biura podrozy jada autokarami, a indywidualni lokalnym transportem do miejscowosci Ollaytamtambo, skad biora pociag do A.C. za okolo 43$ w obie strony. Reszta jak w punkcie 1.
My od poczatku podchodzilismy do tego wszystkiego jak ¨do jeza¨. Nie chcielismy placic zawyzonych cen, ktore sa wylacznie dla gringos (lokalsi placa 1/10 ceny). Wczesniej juz wyczytalismy, ze jest droga okrezna, wiec uparlismy sie, ze tylko nia pojedziemy.
Z Cusco wzielismy autobus do miesciny Urubamba, potem busik do Ollaytamtambo, a dalej autobusem do Santa Maria. Najlepsze, ze ten autobus jechal bezposrednio z Cusco :) Spotkalismy w nim gringosow: dwie Niemki, Francuza i Bulgara. Od razu utworzyla sie grupa. Z Santa Maria wzielismy taxi do Santa Teresa, skad juz tylko pol godziny nastepna taxi (6 os. + kierowca :) ) do miejsca zwanego Hydroelektrika.
W Hydroelektrice konczy sie droga, ale sa tory, ktorymi jakies dwie godziny idzie sie do Aguas Calientes. Problem w tym, ze bylo juz ciemno, a po drodze mosty, rowy i inne przeszkody. Polska czesc ekipy (czyli my :) ) uratowala sytuacje, tylko nasze dwie latarki swiecily do konca. Niemiecka po 15 minutach byla kaput :)
Aguas Calientes zdobyte. Zajelo nam to tylko jeden dzien. Wydalismy 35 soli/os (11$). Udalo sie jeszcze kupic bilety do ruin. Z autobusu zrezygnowalismy (2 os. w obie strony – 28$ - mucho dinero). Cala ekipa wyszlismy o 4 rano, wspinajac sie jakies 1,5h, dotarlismy przed pierwszym busikiem.
Zaraz po otwarciu, wszyscy, szybkim krokiem, ida na druga strone miasta. Kazdy chce sie zmiescic w limicie dziennym 400 osob, ktore moga wejsc na wzgorze Wayna Picchu. Zalapujemy sie i po godzinnej forsownej wspinaczce, mamy widok na cale M.P. skapane w chmurach.
Spedzamy w ruinach kilka godzin, calosc robi ogromne wrazenie. Caly czas kolacze nam jedna mysl: jak oni to zbudowali, w tym miejscu? Miasto zostalo odkryte dopier w 1911 roku (chociaz czytalismy, ze naprawde 40 lat wczesniej). Hiszpanie go nie znalezli, bo zostalo tak zbudowane, ze z dolu go nie widac. Rozne sa tez teorie co do jego przeznaczenia. Jedne mowia, ze byla to sekretna stolica Inkow, inne, ze sanktuarium ¨Dziewic Slonca¨. Co by nie mowic, warto :)